Od zniesienia niewolnictwa i rozdania ziemi rolnikom, musimy zacząć odrodzenie naszej ojczyzny. Wzywam więc was wszystkich, władających duszami ludzi i obszarami pól, abyście zrzekli się ich dla dobra swych dzieci, dla przyszłości naszej matki Krainy Cichego Poranku, dla swego spokoju i dla ulżenia nieszczęściu całego ludu. Bądźcie mądrzy, bądźcie przezorni, bądźcie miłosierni, i oddajcie w spokoju, dobrowolnie to, co inaczej zostanie wam wydarte w bólu, w męczarniach, w potokach łez i krwi! Błagam was, wzywam, zniszcie niezwłocznie prawa swe na posiadanie ludzi i ziemi!...
Zasłuchany tłum nie ruszył się, dźwięku nie wydał, choć wzruszony mówca dawno już skończył i siadł na swem miejscu.
Ten wyraz czci nie uczynił wszakże najmniejszego wrażenia na Kim-non-czi’m. Twarzy jego nie opuszczała trwożna troska, oezy mgliło roztargnienie.
Od rozmowy z ojcem rozpadły się ostatecznie w jego duszy dawne wiązadła, stracił nadzieję pokojowego rozwiązania sprawy, zrozumiał, że uprzywilejowani dobrowolnie władzy swej nie ustąpią, że pozostała mu jedynie droga bólu i grozy. Zbrzydła mu dotychczasowa robota, zmarniała w oczach, poczuł wstręt do wszelkich słów... Musiał raz jeszcze przemówić, ale nie mógł już wzlecieć na dawne wyżyny zapału i wiary...
Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/155
Ta strona została przepisana.