Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/156

Ta strona została przepisana.

Rozczarowani słuchacze milczeli; mkt nie zgłosił się, że rzuca lub drze swoje przywileje, nawet ci, co w prywatnych rozmowach obiecywali to uczynić. Dopiero, kiedy wstał Kim-ok-kium i jego głos silny i ostry zadźwięczał, słuchacze wydali zbiorowy, podobny do westchnienia, pomruk.
— Zapewne, iż każdy ma prawo postąpić ze swoją własnością, jak mu się podoba. Prawo nie zabrania tego, owszem pochwala wszelkie akty miłosierdzia. Stąd nic zdrożnego nie widzę w projekcie Kim-non-czi’ego... o ile ogranicza się do dobrej woli posiadaczy i nie dąży do wyzucia ich z własności nakazem... Prawo nie zabrania nie korzystania z przywilejów.... Państwo wszakże musi takie przywileje zachować w swych prawach... Pożytku ich nie potrzebuję wcale dowodzić. Państwo nasze opiera się na współdziałaniu wszystkich klas a istnieje już tysiące lat... Stare obyczaje są to obyczaje wypróbowane i nikt nie zechce w czasie burzy przesiąść się, może z niezbyt wygodnego ale wypróbowanego statku do nieznanego sobie czółna. Niewolnictwo jest tylko formą najmu, wcale nie gorszą od używanej w osławionych krajach zamorskich. Owszem słyszałem, że z większem okrucieństwem obchodzą się panowie zachodu ze swymi najmitami, niż my z naszymi niewolnikami... Podział ziemi między chłopów uważam za projekt fantastyczny oraz niezmiernie niebezpieczny, grożący wprost spokojowi państwa... Ża-