Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/161

Ta strona została przepisana.

siane młodym ryżem?... Zabierzesz od teścia Simczen i popłynie ci życie spokojnie w wiejskiem zaciszu, wśród kwiatów i dzieci... Młody jesteś i nie wiesz co kochanie, bo Ol-soni to nie kochanie... Mocna »suli« nie ugasi pragnienia... Mądry podróżnik szuka krynicy wody...
Skupiona twarz Kim-ki’ego coraz gorętszym powlekała się rumieńcem.
— Nie rozumiesz mię, Chakki, wcale mię nie rozumiesz... Bynajmniej nie chodzi o to, aby było dobrze niektórym, lecz chodzi o to, aby było dobrze wszystkim razem... Nie raz mówiłem o tem z Kim-non-czim... Ty nie mów źle o nim, jestto człowiek równy Niebiosom... W innych krajach dawno już zmieniono stare obyczaje; ludzie są wolni, każdy robi co chce, pracuje gdzie chce, ubiera się jak chce... Ludzie choć cierpią, ale są szczęśliwi, gdyż widzą możność poprawy swego losu... U nas wszystko dusi się, jak ryż gotowany pod pokrywą kotła... Musimy koniecznie znieść niewolnictwo, gdyż ono jest przyczyną naszej własnej niewoli, niewoli całego kraju!
— Jestem więc przyczyną twojej niewoli?! — wyrzekł z wyrzutem Chakki.
— Ach, wcale nie to chciałem powiedzieć... Nie umiem ci wytłómaczyć, ale czuję wybornie, że mam racyę... Ach, gdybyś ty choć raz posłuchał Kim-non-czi’ego... Chcesz, zaprowadzę cię...
— Nie będę nigdy słuchał tego wichrzyciela!