Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/168

Ta strona została przepisana.

— Owszem, powtórzę ją chętnie i dokończę, ale wykonanie jej wymaga tańca... Zróbcie więc miejsce, drodzy goście... Rozchmurz oczy twe, panie mój!... — szepnęła przelotnie, nachylając się do Kim-non-czi’ego. Ten uśmiechnął się zagadkowo.
— Wieści z północy wciąż niema!...

W domku krytym błękitną dachówką
Z gankiem wspartym na słupach czerwonych,
Widzę młodą kobietę w malinowej sukni
I niebieskiej bluzce...
Otwieram do połowy okno,
Śliczna dziewczyna zwraca się do mnie
Z uśmiechem na ustach...
Wchodzę do niej i siadłszy na jedwabnym kobiercu
Śpiewam o motylu uniesionym przez burze,
O rzece, w której wykąpał się ptak i odleciał...
Czy został po nich ślad jaki?...
........................
Trawy szumią dziś na polach bitew!...

Śpiewała Ol-soni, wdzięcznie kołysząc się do taktu.
— Niezrównana Ol-soni!... Wlewasz w serca nasze słodycz ukojenia... A bez radości, bez spokoju i zadowolenia, nic się nie odmieni, gdyż od wzburzenia umysłu mącą się myśli i wyrazy, a skoro mowa nie odpowiada swej treści, to sprawy toczą się wadliwie. A skoro sprawy toczą się wadliwie, to przestają kwitnąć muzyka i obyczaje. A skoro muzyka i obyczaje nie kwi-