— Owszem!... Dlaczego nie... Jeżeli Kim-non-czi ją opuści...
Cu-iremi bystro nań popatrzał:
— Za drogi kąsek!...
— Choć nie na długo, choć na rok, wreszcie na pół roku!... — mówił z bezwiednie rosnącym zapałem.
— Ani na pół roku, ani nawet na miesiąc, ale... na raz jeden, na kilka godzin, tobyśmy mogli urządzić... Nieprawdaż, Cu-iremi? — wtrącił niespodzianie Kim-ho-duri.
Cu-iremi długo się namyślał.
— Pięćset jan!... — rzekł krótko. — Sto dolarów!...
— I sto jan dla mnie za pomysł!... — krzyknął Kim-ho-duri.
— Za kilka godzin... tyle nie dam!... Gdyby choć całą noc!... — upierał się młodzieniec.
— A może i całą noc!... Przynieś z sobą tylko pieniądze...
— A nie oszukacie?!
— Nie oszukamy... Nie bój się!... Nie żal nam...
— A jak to uczynicie?...
— Sami jeszcze nie wiemy... Ale tak, czy owak, uczynimy... Będziesz ją miał!... Tylko zachowuj się przez dzień cały jak zwykle, żeby cień podejrzenia nie padł na ciebie... Dokąd idziesz?
Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/172
Ta strona została przepisana.