— Do herbaciarni »Trzech brzegów morskich«...
— W takim razie, ponieważ w ciemnościach łatwo się zmylić, przypomnę panu, że należy zwrócić się w ulicę na prawo... Dom z napisem na latarni!... — grzecznie objaśnił policyant.
— Kombawa! (dobranoc).
— Kombawa! — odpowiedział po japońsku Kim-ki.
Z łatwością odnalazł herbaciarnię, której rzęsiście oświetlone okna pierwszego piętra i ogromna latarnia z czerwonym napisem odrazu przykuwały oczy w grubych ciemnościach ulicy. Wszedł do otwartego przedsionka, gdzie go zaleciał ostry zapach »suli«. Dwie karłowate sosny, kwitnący krzak późnych chryzantem i jeszcze jakieś drobne rośliny stały rzędem na podwyższeniu, skąd wielkie, czerwono lakierowane schody jasno oświetlone lampami, wiodły na górę. Tam brzmiał śmiech i brzęczały »samiuseny«. Szereg drewnianych sandałów japońskich i para obuwia korejskiego stały na ziemi, tuż przy podniesieniu. Z boku, przy stoliku, siedział japończyk z ostrzyżoną głową, w szarym »kimono« i czytał książkę. Spostrzegłszy Kim-ki’ego, zbliżył się doń natychmiast.
— O co chodzi?
— Czy mogę zobaczyć się z Kim-non-czim?
— Z kim?
Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/175
Ta strona została przepisana.