Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/187

Ta strona została przepisana.

mieszkania Kim-non-czi’ego. Po długiem kołataniu, otworzyła mu stara, wystraszona niewolnica i powiedziała, że pan jeszcze nie przyszedł.
— Jak myślisz, gdzie go mogę znaleźć?
— Albo ja wiem... Pewnie u tej, u Ol-soni... W domu rzadko pan nocuje...
Młodzieniec zakrył oczy ręką i namyślał się. Jak świszczące groty, jak tumany skier, miotanych z ogniska porywczym wiatrem jesiennym, kotłowały się w jego głowie przeraźliwe, wystraszone myśli:
— Do kogo, do kogo zwrócić się o pomoc, jeżeli nie znajdę Kim-non-czi’ego?... Nikt nie odważy się!... Chyba japończycy?!...
Niespodzianie wypłynęła przed nim poczciwa twarz mister’a Hulbock’a.
— Spróbuję... On taki dobry, taki sprawiedliwy, taki szlachetny... Daj stara, papier i tuszownicę!... — rzekł głośno.
Napisał słów kilka:
...Ol-soni porwana... Jest w willi twego ojca... Zbieraj ludzi... Szczegóły opowiem... Idę do poselstwa amerykańskiego a potem do domu... Spiesz się, nadewszystko spiesz się... Mało czasu...
Zawahał się, podpisu nie położył, spojrzał na starą i, zakleiwszy list w kopertę, powiedział surowo:
— Oddasz do rąk panu, natychmiast jak wróci!...