Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/193

Ta strona została przepisana.




XV. PIERWSZY WIR WODOSPADU.

Daremnie stroskany Chakki czekał noc całą na swego pana. Nad ranem domyślił się, że zaszło coś niezwykłego, o czem wiele mówić nie wypada i wczesnym rankiem wysunął się z domu na miasto, aby uniknąć spotkania z dworzanami i klientami Kim-ok-kiuma.
Na szczęście zelżał mróz, taki piękny i przyjemny dla bogatych, ale taki uciążliwy dla ludzi odzianych w łachmany. Pokrywa szarych chmur znowu pokryła kotlinę miasta. Z dachów sączyły się pojedyncze krople wilgoci; na ulicach śnieg tajał, tworząc czarne kałuże.
Chakki, z pudłem na piersiach, brnął przez wodę i błoto, starannie wybierając suchsze miejsca. Zycie miejskie zaledwie budziło się. W zamkniętych sklepach gdzieniegdzie słychać było ludzkie głosy i chrobotanie, przez szczeliny kuchen miejscami błyskały pierwsze ognie. Z niz-