— Zobaczymy!...
Z trudnością przeciskali się przez wzburzoną ciżbę, zapełniającą ulice śródmieścia. Około »Dzielnicy Bogaczów« gwar i tłok wzmógł się jeszcze. Uzbrojeni w krótkie maczugi włościanie szturmowali do przywartych bram ulicznych.
— Śmierć Miń’om!... Precz z wrogami Tronu i Nieba!...
Tajemnem, bocznem wejściem, przez małą furtkę dostał się Kim-ki z Chakki’m do oblężonej dzielnicy. Na wąziutkich jej ulicach chodziły uzbrojone straże, bramy domów były zamknięte, przed niemi stali zbrojni ludzie. W mieszkaniach Miń’ów co żyło zbroiło się, zbrojono się i w domach Kim’ów.
Kim-ki, ku wielkiemu zgorszeniu Chakki’ego, wszedł na podwórze jednego z wrogów swego rodu i, wymieniwszy kilka słów ze strażnikami, udał się do poprzecznej oficyny, przed którą stała, przygotowana do drogi, lektyka; w izbie leżeli na matach, lub siedzieli pod ścianami, paląc fajki, ludzie Kim-non-czi’ego. Wszyscy zgodzili się, że zaraz marzyć niepodobna o wymknięciu się z miasta, że należy odłożyć to do jutra, że najlepiej uczynić to wczesnym rankiem, przede dniem.
Burzliwy gwar oblegającego »Dzielnicę Bogaczów« tłumu, uderzenia pocisków i maczug w bramy ulic, świst rzucanych kamieni zwolna milkły, usta-
Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/202
Ta strona została przepisana.