cach. Znali rozkład, gdyż obezwładniwszy wartę wewnętrzną, rzucili się przedewszystkiem na mieszkania rzezańców, powiązali ich i spędzili do jednej izby.
— Gdzie król? gdzie pieczęcie państwowe? — pytał groźnie Kim-non-czi wystraszonego i pełzającego Ni-men-san’a.
— Nie wiem! Gdzie król nocuje nikt nie wie!... — bełkotał eunuch. — Pieczęcie w skarbcu...
— Gdzie Ol-soni?...
Eunuch milczał.
— Gadaj, nędzniku!... Tyś ją porwał!... — krzyknął młodzieniec, szturgając go w usta głownią szabli.
— Z królem...
— A mówisz bezczelnie, że nie wiesz gdzie król!... Przyłóżcie mu ostrze do szyi i niech prowadzi!... Kim-ki pisz tymczasem rozkazy do ministrów, żeby się zebrali niezwłocznie w sali posłuchalnej... Już dnieje... zanim skończysz, będzie sam czas... Obstawić wyjścia i nikogo nie wpuszczać, dopóki nie wrócę... Prowadźcie rzezańca!.. Dość będzie was pięciu...
Odeszli w głąb pałacu, świecąc sobie pochodniami, mając na przedzie klucznika i związanego Ni-men-san’a.
Zbudzone luną ich ogni, szczękiem oręża, obcymi głosami kobiety i dzieci, wszczęły wrzask i płacz. Oni szli przez wykładane kamieniem pod-
Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/218
Ta strona została przepisana.