Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/223

Ta strona została przepisana.

Japoński oficer dotknął ramienia Kim-non-czi’ego.
— Król ujęty... Przybyli Minister Dworu i minister spraw wewnętrznych... Są uwięzieni w sali Wewnętrznej Poczekalni...
Kim-non-czi spojrzał półprzytomnemi oczami na małego człowieczka w ciemnym mundurze.
— Pocoście tu przyszli?!...
— Z rozkazu Jego Cesarskiej Mości cesarza Japonii, aby otoczyć pieczą osobę jego sprzymierzeńca Władcy Korejskiego. On już w bezpiecznem miejscu... Teraz spiesz się pan, czekają na pana!... Należy wydać ukazy do ludu i postawić straż na murach... W mieście już wiedzą... Lud zbiera się, z nim idą chińczycy...
Posępne, głębokie uderzenia Wielkiego Dzwonu rozdarły szary brzask dnia.
Spiskowcy wypadli na zewnątrz, na marmurowe schody pawilonu. Od miasta leciały wciąż rosnące gwary, tupot nóg i pojedyncze strzały.
Naraz, przed wielką bramą, huknęła salwa i kule, niby stado ptaków, przeleciały z szelestem przez wierzchotki drzew. Oficer z swym oddziałem rzucił się do głównego korpusu, lecz jednocześnie potężne ciosy wstrząsły boczną furtką przyległego dziedzińca. Rzucił się ku niej Kim-non-czi ze swymi ludźmi. Porzucony Ni-mem-san chyłkiem uciekał.
Trzask strzałów, łoskot lecących kamieni, wy-