Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/231

Ta strona została przepisana.

»stary« zegar przesunął. Hej, chłopcy, dużo tam jeszcze? — krzyknął po chwili Kaliszer do drugiej izby, gdzie wokoło okrągłego warsztatu, oświetlonego wiszącą lampą, pracowali u śrubsztaków starsi uczniowie.
— Dużo!... Jeszcze trzy kwadranse!
— Ani wątpić, przesunął!... Posłalibyście Wicka do sklepiku, niechby zobaczył!...
— A to pójdę!... — wyrwał się od maszyny chłopak.
— Ani mi się waż! — wyrzekł starszy terminator Romek, podnosząc głowę od szuflady, gdzie czytał ukrytą w zmroku książkę. — Tknąć nie pozwolę zegara!... Znowu mi stary nasobaczy!...
— Wielka rzecz! Spójrz na niego przez wyskrob-hop! Niech nie oszukuje! — mruknął Władek.
— Albośmy to nie słyszeli jego cholewy?!... Z jakiej racyi choćby kwadrans dłużej...

Ja cierpię tu, a Bronka tam...
W cieniu wspaniałych bram!...

Falsetem zaśpiewał Stasiek, przystojny, kędzierzawy chłopak.
— Codzień bierzesz lanie, więc dla odmiany dostałbyś dziś... błogosławieństwo!... — żartował z Romka długonosy Wojtek, przezywany Księdzem.
Romek nie odpowiadał. Pochylony nizko nad