Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/29

Ta strona została przepisana.

szonej sałaty i rzodkwi. Jednocześnie zajrzał: do nich mnich i wypytał szczególowo: kto są? skąd i dokąd idą? poco przybyli?
Chakki aż ręce uniósł: do góry:
— Któż z przejezdnych może oprzeć się urok owi klasztoru »Królewskiego Uśmiechu«. Wszak umyślnie zawracają ludzie i nawet odbywają długie podróże, aby nasycić wzrok ślicznym widokiem świętego przybytku i orzeźwić ducha mądrą rozmową z wielebnymi ojcami... Słyniecie po całym kraju z mądrości, z gościnności i z przywiązania do tronu, o co nam głównie chodzi w chwili obecnej, kiedy wstępujemy na drogę nauki i zaszczytów... Nasz opiekun, Kim-juń-sik, stryj mego młodego pana, stanowczo nam polecił prosić wielebnych ojców o błogosławieństwo, o wskazówki i modlitwy i kazał złożyć odpowiednie ofiary...
Lekki uśmiech przesunął się po gładko wygolonej twarzy mnicha, uśmiech prawie niedostrzegalny.
— Jego Królewska Mość — niech Dobrotliwy darzy go wieczną łaską — nie zapomina o skromnem schronisku swych przodków. Niedawno otrzymaliśmy złotem pisany list, ale transport ryżu, który miał przyjść w ślad za listem, jeszcze nie przybył... Czy zapiszecie wasze dostojne nazwiska w księdze?
Podał przybyłym księgę z tuszownicą i pędz-