Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/33

Ta strona została przepisana.

sluchiwał Kim-ki, daremnie Chakki wysunął się na zewnątrz — nie dowiedzieli się nic. W pokojach mówiono w obcym języku, może po japońsku a może gwarą tygryśników, znaną jedynie bractwu wtajemniczonych myśliwców.
Dopiero nazajutrz zbudził młodzieńca wierny Chakki i z trwogą oznajmił:
— Śpiesz się!... Uciekajmy!... To jacyś spiskowcy, może sami ton-hacy!... Łatwo dać głowę w tej sprawie!... Słyszałem, jak ten wczorajszy rycerz mówił do ludu pod filarami, że należy oswobodzić króla od wpływu cudzoziemców, że należy żądać ziemi i zrównania stanów, uczynienia wszystkich szlachtą... Słychana rzecz?!
Młodzieniec natychmiast zerwal się i pełen przerażenia z pośpiechem przygotował się do drogi. Klasztoru, rzecz prosta, nie obejrzeli.