Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/76

Ta strona została przepisana.

pospieszyli w tę stronę. Rozumie się, że Kim-ho-duri przepchnął się na pierwsze miejsce.
Położenie Kim-ki na dworze Kim-ok-kiuma było dość przykre. Młodzieniec nie potrafił stać się użytecznym patronowi, nie pchał się w pierwsze szeregi, nie łowił spojrzeń i uśmiechów osób w domu wpływowych, nie umiał wtrącać zręcznych pochlebstw i uwag do ogólnej rozmowy, ani znosić i opowiadać plotek; gdy zamierzał przysłużyć się czemś panu, n. p. podać mu książkę, nałożyć fajeczkę, zawołać palankin, zawsze go inni wyprzedzali. Zwolna Kim-ki z wiernym swym Chakki znaleźli się na szarym końcu zgrai dworaków; Kim-ok-kium rychło zapomniał o nich; inni domownicy umyślnie ich omijali. Porcye ryżu i włoszczyzny, przysyłane z kuchni, malały z dnia na dzień i być może, że zupełnieby się urwały, gdyby nie stary niewolnik, który jak lew bronił praw swego pana, przyznanych mu przez Kim-ok-kiuma, naczelnika i opiekuna wszystkich Kimów. Ratowała ich cokolwiek życzliwość Kim-bo-remi. Ale sekretarz sam musiał się pilnie wystrzegać cienia plotek i podejrzeń, gdyż na jego posadę i skromne dochody czyhały nieustannie setki chciwych, udręczonych przez nędzę istot. Kim-ki spędzał czas bardzo jednostajnie i nudno. Chodził całymi dniami po mieście bez celu i potrzeby, wysiadywał na dziedzińcu na słońcu lub przed bramą, gawędząc o błahych, marnych wy-