Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/84

Ta strona została przepisana.

o egzaminach, dochodach i długach. Wypełznąwszy na zaciszną łączkę, kładł się zwykle między trawy i kwiaty i wpierał oczy w książkę. Częściej wszakże, zwrócony twarzą ku niebu, przysłuchiwał się chórom koników polnych lub gwizdaniu ptaków, ledwie potrącających bezmiar wiszącej dokoła ciszy.
Często w takich chwilach rozmyślał o tem, dlaczego człowiek został skazany na wieczne poszukiwanie pożywienia i wieczną tęsknotę miłości? Dlaczego ludzie nie są raczej podobni do widm świetlanych, błądzących wśród wiecznie kwitnących ogrodów, w oczekiwaniu, aż znów wrócą ku nim ledwie co wyczerpane pragnienia pieszczot i uścisków...
— Tak żyją pewnie monarchowie! — mówił, siląc się przedstawić sobie, co dzieje się za wysokimi, szarymi murami seulskiego pałacu... Trzysta najpiękniejszych w kraju dziewcząt w śliczcznych ubiorach!...
Gdy raz z zamkniętemi oczyma ścigał takie niedosięgłe widziadła, rozchyliły się cicho gałązki i wyjrzała z nich urocza twarz młodej kobiety. Agatowe oczy jej badały przenikliwie na polance zioła i trawy, których już cały pęk trzymała w lewej dłoni. Wtem spostrzegła młodzieńca, oczy ich skrzyżowały się, poczem zawstydzona i zmięszana cofnęła się i znikła w gęstwinie, jak biały obłoczek.
Kim-ki usiadł, niedaleko słychać było głosy