Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/99

Ta strona została przepisana.

— Owszem. Przyjdź za pięć dni na posiedzenie do klubu »Kwiatu Narzeczonego« a usłyszysz!... — odrzekł w zamyśleniu Kim-non-czi. — Tutaj przyszedłem poweselić się, więc zaprzestańmy swarów!... Może nam jeszcze co zaśpiewasz, Ol-soni?...
Tancerka spojrzała nań oczami, płonącemi, jak dwa słońca i uderzyła o struny...

Kobieta mój wróg,
Owładnęła moim sercem,
Zabiła mą duszę,
Utraciłem rzeźkość ciała,
Życie zbrzydło mi.
Daremnie zamykam szczelnie drzwi i okna.
Jej twarz jak kwiat delikatna,
Jasna, jak owal miesiąca,
Wypływa przed mym wzrokiem.
Widzę ściany jej domu
I chroniące ją okno jedwabne.
Wschodzi zorza.
Rosa na kwiecie lotosu błyszczy
Podobna do łzy, która upadła
W chwili naszego rozstania...
Gdy nie widzę jej, czas płynie smutno, jak woda strumyka...
Jeszcze wczoraj różowe były kwiaty zakwitłe drugiego księżyca,
A dziś leżą opadłe na ziemi.
Nadchodzi jesień.
Klucze dzikich gęsi przelatują z krzykiem,
Może niosą wieści od ukochanej?!
O nie! To szumią krople deszczu padające z chmur!...