Ta strona została uwierzytelniona.
ciągniętą szyjką zatrzymał się na jej końcu. Jednocześnie dostrzegł trzeciego, czwartego, całe ich stadko, jak wstały i wyciągnęły główki. Niepodobna było zwlekać dłużej ani chwili: szybko zmierzył się i strzelił. Trafiony jarząbek wyleciał do góry i spadł, jak kamień, w zarośla; reszta odleciała furcząc i błyskając jasnym podbiciem skrzydeł. Nim nabił broń i dostał zabitego w gąszczu, strzelił Jan i znowu furknęło, zabielało w krzewach, już wyżej nad ich głowami. Krasuski, nie spuszczając oczu z miejsca, gdzie zapadło stado, przedzierał się ostrożnie bokiem, a z drugiej strony równolegle szedł Jan; starali się strzelać razem, dając sobie znać, gdzie są, stłumionym gwizdaniem. Nie dochodząc do głowicy wąwozu, Jan krzyknął Krasuskie-