Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

tym się bardzo martwić nie trzeba, bo zawsze coś wyjdzie. Na przykład: wygnali mię ze stróżostwa. Zdawało się, — Kaput, przepaść... Tymczasem żyję sobie, buty urzędnikom łatam... Wczoraj półtora rubla dał mi isprawnik za podzylówki... „Niech, mówi, będą... warsiaskie...“ „Warsiaskie”, odpowiadam, „są honorne“, wymagają poczęstunku“. Nalał mi kielich z karafeczki co u niego w rogu na stoliku stoi, i sam do mnie przypił... „A co, pyta, koń Aleksandrowa u ciebie?...“ — „U mnie panie“... — „A czy prędko zabiorą go oni do miasteczka?...“ — „Nie wiem, panie“... — „Dobrze. Kiedy wezmą, to mi przyjdziesz i powiesz!“ Milczę, patrzę na niego, aż poczerwieniał. „Tego wasza wysoka szlachetność ja nie zrobię“... —