Ta strona została uwierzytelniona.
nych skrzydłach, czarna, ostrodzioba wrona morska przeciągnęła wysoko od morza, ku opuszczonemu przez nas lądowi.
W prawo o parę stajań płynął drugi parowiec wielorybniczy, należący do tego samego towarzystwa, a na widnokręgu mgliły się lekkie obłoczki dymu z „norweżczyków“, którzy przez noc drejfowali w morzu, a teraz polowali.
Niezadługo byliśmy w tym samym miejscu, gdzie wczoraj zabiliśmy wielkiego, pręgowanego wieloryba.
— Wytrysk — wyrzekł spokojnie gruby sternik, Łotysz nadbałtycki.
— Gdzie?
Nim odszukaliśmy lornetę, już znikł, a gołym okiem nikt nie mógł zmierzyć się ze starym „wilkiem północnym“.