Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

kołem i parowcem, oraz krzyczał jak przedtem przez tubę:
— Pełny!... Wolno!... Stop!.., Nazad!,,,
Zato wieloryby, jakby poczuły, że mogą mniej sobie nas ważyć, krążyły coraz bliżej i coraz dłużej pozostawały na ciemniejącej powierzchni oceanu. Potworne łuki ich grzbietów wydawały się jeszcze większymi w ukośnych promieniach zachodu. Szczególnie wyzywająco zachowywała się trójka brunatnych olbrzymów. Raz wynurzyły się z boku statku tak blisko, że plusk ich fontann i łoskot sapania wszystkich poruszył. To ich zgubiło. W myśliwych ożył znowu zapał, i zaczęło się wściekłe polowanie. Wieloryby, ośmielone zapadającym zmrokiem, dworowały sobie z nas, a może, przyzwyczajone