Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

lewających zwartą masą drobną wysepkę ich życia — napełniała zwolna ich dusze niespokojnym uczuciem trwogi i oczekiwania.
— A cobyś robił, gdyby nagle pojawił się „on“? — szepnął niespodzianie Niuster.
— Kto?
— On! Człowiek bez twarzy.
Chłopak z przerażeniem spojrzał na krawędź jamy, gdzie to zjawiały się, to nikły, wywołane migotaniem płomieni, białe od śniegu, a krwawe od łuny, widma sąsiednich drzew.
Nagle, porywczo, zajadle zaszczekał jeden z uwiązanych u sani psów.
— Dżianha! Ujbanczyk! Ujbanczyk! — szeptali chłopcy, szarpiąc śpiących towarzyszów.
Dżianha zerwał się.