Ta strona została uwierzytelniona.
przebiwszy próżnię, utkwił w pniu drzewa z gniewnym, jak osa, brzęknięciem.
— Ruszaj! Haj-da!
— Gdzie? Jak? Co mam robić? — wrzeszczał Foka, przedzierając się przez gąszcz, chrósty, usiłując dopędzić towarzyszów, którzy to chyłkiem, to bokiem wymijając przeszkody, pędzili z dwóch stron szerokiego przez renifera stratowanego śladu. Zwierza nigdzie w pobliżu ani widać, ani słychać nie było.
— Strzały! strzały! zbieraj strzały! — krzyczał zdala Ujbanczyk.
Ale Foka biegł z wytrzeszczonymi oczyma i nic nie rozumiał. Jakie strzały? Co za strzały? On nic nie widzi, ani sęków, które rozrywają mu odzież i ranią ciało, ani pni, o które zaczepia