Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

„czaparów“ naczelnika okręgu, z czerwonemi naszywkami na czarnych czerkieskach.
— Aha, to panowie — przywitał ich z pewnym zdziwieniem urzędnik. — I pani także!... Nie zlękliście się jechać w taki czas? Przyznaję, że nie jestem tak śmiały i muszę za to pokutować tu do jutra. Niech pani siada! Siadajcie, panowie!
Zrobił miejsce Helenie za stołem, przy którym sam siedział na nizkiej „tachcie“, przykrytej pstrym, brudnym dywanem.
— To gospodarz, a to książę z dolnego aułu! — przedstawił dwuch krajowców, którzy wyciągnęli do przybyłych ręce. — A co? będziemy mieli świeży „szaszłyk“?... Zabrać to!... — wskazał stojące na stole butelki po winie, czarki i talerze z okruchami sera.
Z tłumu wyskoczył sługa, zabrał naczynia, a okruchy starł połą beszmetu; inni tymczasem dorzucili chróstu na ogień, palący się we wgłębieniu glinianej podłogi. Po chwili „sakla“ napełniła się dymem i rozjaśniła czerwonym blaskiem. Z cienia wyłoniły się smukłe postacie ludzi, wyłącznie mężczyzn, malowniczo kupiących się pod ścianami. Byli tu dostatnio ubrani i ubodzy w brudnych, połatanych, nawet dziurawych beszmetach i „czochach“, ale wszyscy mieli broń. Na ciemnym tle ich odzieży pięknie połyskiwały głownie szabel, okucia kindżałów, rzędy lśniących na piersiach „gazyrów“ i oczy duże, czarne i ogniste. Wszyscy ciekawie przypatrywali się Helenie.
— Dobrze się stało, że was spotykam, bo za-