Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

tłumy drzew żyją bez dźwięku i umierają bez śladu; gdzie roją się niezliczone pułki nieznanych i przez człowieka nigdy nieoglądanych stworzeń; nie mógł więc zasnąć pomimo znużenia i wsłuchiwał się w szept boru, płynący gdzieś górą wśród znikłych w ciemności konarów. Raz zerwał się i schwycił za broń, gdy hałas i kwik jakiś rozległ się w pobliżu.
— To polatuchy się gryzą. Śpij pan — uspokoił go Jurek, który także głowę podniósł.
Spał już prawie, gdy przeciągłe dalekie rzężenie i ruch niezwykły obudziły go powtórnie. Podniósł się i spostrzegł Jurka i przewodnika siedzących już i ostrożnie sięgających po broń i ładownice. Chciał uczynić tosamo, lecz wstrzymali go gniewnym syknięciem. Potym Swanet zaczął szybko ogień, rozrzucać, a Jurek zbudził Helenę:
— Wstań, Helu, będziemy strzelali!
Coraz bliżej słychać było mamrotanie, podobne do mruczenia rozjuszonego buhaja. Nagle umilkło. Zapewne zwierz spostrzegł jasne smugi dymu, sączące się z przygaszonych głowni, ale nie zatrzymał się pomimo to: słychać było dalej człapanie łap i stuk pazurów o twardą ziemię. Sapał i parskał, a był już tak blizko, że mimo gęstych ciemności wyraźnie rysowała się czarniejsza od nich plama jego ciała. Gdy w słabej łunie najdalej odrzuconej głowni zamajaczył kudłaty, bury łeb, ciemności rozdarł krwawy błysk strzału, a ostry huk zmieszał się z ogromnym rykiem. Helenie wydało się, że ziemia zatrzęsła się pod nią, i mimowoli chwyciła Jurka za rękaw.