Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

raz to nowe obrzeża piasku, kamieni i łąk. Woda podnosiła się coraz wyżej, trzeba więc było uciekać co prędzej z tych wąwozów o prostopadłych ścianach. Selim proponował udać się w górę, nie w dół rzeki, gdzie było wyjście; ale Wichlicki nie zgadzał się na to, gdyż pamiętał dobrze, że tam urwiska były liczniejsze i bardziej strome.
— W dole zasypią nas kamienie! Tam wody dużo, wyjścia nigdzie niema... Trzeba iść na Risztau! — upierał się góral.
Wichlicki po krótkim wahaniu ustąpił.
Przed odejściem przeszukali brzegi w nadziei, że woda wyrzuciła choć cokolwiek z porwanych im rzeczy. Napróżno: przepadł muł, cenne zbiory, zapasy żywności, odzież, broń — wszystko znikło bez śladu. Został tylko karabin, woreczek z nabojami i kindżał, które zdążył schwycić Selim, tudzież zawiniątko niepotrzebnych rupieci, uratowane w zamieszaniu przez Wichlickiego. W zawiniątku znajdowało się: mydło, szczoteczka do zębów, igły, nici, nożyczki i inne drobiazgi, ale na szczęście — było i pudełko zapałek.
Poszli krawędzią niezalanych upłazów. Na jednej z łąk natknęli się na stado „żeranów“, z których Selim dwa zastrzelił. Tego dnia nie poszli dalej; całą noc palili ogień, krajali mięso w drobne paski, suszyli je i wędzili. Ustał huk walących się skał i trzęsienie ziemi. Powódź jednak wzrastała. Nad ranem woda podeszła pod samo ich obozowisko. W dalszej podróży coraz częściej zastępowały im drogę strome cyple i ostre poszczerbione grzebienie,