Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

rzędem kobiety w strojach barwnych. Czerwone, żółte, niebieskie, zielone płaty ich spódnic, czarne oraz malinowe staniki, śnieżyste rękawy i kryzy koszul, wzorzyste chusty, oczy błyszczące, koralowe usta, rumiane, ogorzałe twarze, złagodzone sinawym cieniem brunatnej plecionki płotu, tworzyły nad ziemią kwiecistą smugę, od której ślicznie odbijały zwieszone nad ich głowami z ogrodów pęki kwiatów jesiennych, już bladych i przywiędłych od chłodów. Rozmawiano tu mało, gdyż wszyscy zajęci byli gryzieniem nasion słonecznikowych, których zapasy kobiety chowały na piersiach za koszulami. Postrojeni chłopcy stali obok i korzystali, ile się dało, z prawa wydobywania ziarnek z ich ukrycia. — A wszędzie unosił się w powietrzu rozpylony blask słońca, wszędzie kładła się jaskrawa, gorąca jego pozłota i biegły od domów, od drzew, od ogrodzeń cienie sine, długie i gorące. Podobne cienie, tylko bledsze i przejrzystsze, kładły w dali góry na zielonej dolinie. Do szynku zbliżał się niepewnym krokiem jakiś oberwaniec, ujrzał wóz i zatrzymał się.
— Z Pustelni?... Hę!... — zapytał, poprawiając czapkę, zsuniętą na tył głowy. — Praktykant?... Hę!...
— Ej, idź sobie, mówię ci! — upominał go surowo wyrostek.
— Może pójdę, a może i nie... Droga dla wszystkich otwarta!
Rozstawił bose nogi, ręce włożył w kieszenie. Kobiety patrzyły, zaciekawione widowiskiem, w szyn-