Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bez waszej pomocy nic się nie sklei... Doprawdy, zgódźcie się!... Taki kawał drogi przyszliśmy... Paweł odjeżdża... Warto mu pokazać, aby pamiętał...
— Istotnie, moglibyście pójść z niemi — wmieszała się Marja.
— Chyba... dla odjeżdżającego!
Piotr w zamyśleniu potarł nos palcem, Stefan czekał, co inni postanowią: orać, to orać, a polować, to polować! On dobry towarzysz, zgadza się na wszystko.
— W takim razie — z ożywieniem zaczął Piotr — pójdziemy zaraz po śniadaniu i zobaczymy, czy są u wodospadu ślady kozic. Niedawno były, widziałem. Jeżeli są, to wrócimy do domu, zjemy obiad, ja przygotuję pług na jutro, a wy odpoczniecie, i przed wieczorem siądziemy na czatach w przesmykach. Zgoda? Pójdziemy wszyscy, miejsce upatrzymy i umówimy się, gdzie kto stanie, żeby wieczorem zająć stanowisko bez rozmowy i hałasu. Kozice są nadzwyczaj czujne i łatwo je zestraszyć. Ale do wody mają tylko jedną drogę. Jeżeli przyjdą, zobaczymy je napewno. A jeśli nie, to poprowadzę was na niedźwiedzia. Jednakże polowanie na kozice dużo ciekawsze! Jak one ślicznie zbiegają w przepaść!... doprawdy strzelać żal!... A zatym zgoda!... idziemy!
Młodzież była zachwycona i natychmiast zabrała się do lania kul i robienia patronów. Zaczęli potym strzelać do celu i narobili takiego hałasu, tyle na-