Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

powiedzieć!... Chore sumienie... tak się to podobno nazywa...
— Po skończeniu instytutu służył pan na kolei, potym gdzieindziej, a ostatniemi czasy był pan pisarzem gminnym...
— Istotnie... próbowałem tego i owego... ale... nie wytrzymałem... Zawsze robiłem nie to, co trzeba!... Kruszyna pożytku, a moc złego. Strata sił, błąkanie się myśli... rozdwojenie... A zawsze, zawsze — ogrom cierpienia, wobec którego czujesz się bezsilnym... znużenie, tęsknota i taki nieraz wstręt do wszystkich tych ludzi słabych, marnych, a najwięcej do samego siebie, że do mysiej schowałbyś się jamy...
Umilkł i twarz odwrócił, a Paweł przypomniał sobie, że słyszał, iż Piotr pił dawniej, nim tu przybył... zapadał na białą gorączkę.
— A teraz pan nie tęskni?
— Nie! Nikomu nie zawadzam, nie jestem ciężarem. To szczyt mojej ambicji!
— Pana ambicji?! — podkreślił Paweł.
— Tak! — odparł.
Uśmiechnął się i zarumienił lekko. Twarz jego wyrażała prostotę z odcieniem spokojnego, lecz świadomego siebie smutku. Paweł nie wypytywał go więcej. Wróciła też młodzież i zaczęła naglić do pośpiechu.
— Lepiej dłużej posiedzieć na miejscu, niż wystraszyć zwierzynę...
— Zapewne... zapewne...
Puścili się tą samą drogą, ale bez poprzedniego ożywienia i bez przygód. O zachodzie słońca byli