tacy dla tego, że są słabi, ciemni, źle chowani... Łatwo być dobrym na pustyni, łatwo mówić prawdę, gdy nie potrzeba kłamać, łatwo współczuć, gdy życzliwość i miłość nie sprzeciwiają się naszemu istnieniu... Trzeba stworzyć warunki, aby tak było dla wszystkich, aby ludzie pełną piersią wdychali myśli czyste i zdrowe, uprawiali uczucia godne... Trzeba wyprowadzić ich z tych dróg krzywych i błędnych, gdzie co krok trzeba popełnić albo nikczemność, albo bohaterstwo... Wszystkie te zawikłania musi ktoś rozplątać... Wy z waszych pleców zwalacie na inne, często słabsze i mniej godne... A przecież każde zwycięstwo ułatwia następne, zmniejsza ciężar, przygniatający ludzkość, z każdym okrzykiem szlachetnym krzepicie nadzieję i wiarę w zwątlałych duszach. O wiem, nie tu w górach, lecz i tam wśród ludzi są dusze nadczułe, czy za mało litościwe, które uchodzą od tłumów, gdyż te są cuchnące... Żyją czyści, samotni, zasklepieni w własnej doskonałości i wstręcie do grzechu... A grzech tymczasem tryumfuje, płodzi się, utrwala. Te dziewicze dusze odpychają mię swą wyniosłą zbytkowną schludnością, one dobre co najwyżej na niańki ludzkości, ale przyszłość należy do duchów twórczych... Upodobaniem należę do tych ostatnich; będę orał wśród błota, z którego wyszedłem, będę go osuszał, zasiewał, aż zakwitnie tam dla wszystkich ogród uroczej powszechnej miłości, jaki dzięki wam poznałem.
— Prędzej bagniste wyziewy zgubią Cię! — odrzekła z boleścią.
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.