— Z kim więc zapoznać się? Z jankesami?!
— Ależ z Czukczami! Wciąż żartujesz. Tymczasem tobie najłatwiej to zrobić. Masz warsztat, ludzie różni przychodzą wciąż do ciebie. Chcesz?... ja namówię kozaka Buzę, żeby ich przyprowadził. Będziesz miał doskonałego tłumacza.
— Owszem, namów kozaka Buzę...
— Ach, nie znoszę tego tonu! Wiecznie się bawisz w zobojętniałego na wszystko lorda. Gdybym miał twoją siłę, zdrowie i zręczność...
— Tobyś miał i moją tęsknotę i moje zobojętnienie.
— Myślisz, że ja nie tęsknię?...
— Ale nie myślę tego. Bynajmniej: ty masz szczęśliwy charakter, możesz choć trochę rozerwać się książkami, projektami, marzeniem. Ja żyć muszę, muszę się ruszać, odbierać wrażenia, pracować... Inaczej... gasnę, czuję, że zwolna umieram!
Usiedli i, popijając herbatę, przegwarzyli do późnej nocy. Ta późna noc różniła się od obecnej ciemności tylko położeniem gwiazd, tęższym mrozem, głośniejszym hukaniem pękającej ziemi, pogasłemi w chatach ogniami i cichszym, bardziej żałosnym psów wyciem.
— Więc pamiętaj, że ci ich przyślę. Oczaruj ich, jak to ty umiesz...
— Dobrze, dobrze. Właśnie mam w reparacji pozytywkę naczelnika okręgu, to im zagram.
— To będzie uciecha! Wyobrażam sobie: pudełko, co gada! A nie zapomnij kupić im wódki. Buzę też poczęstuj... Będzie nam potrzebny... Nie
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.