Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

— Brat! Anoaj! Anoaj!
Podszedł do komina i zaczął swą kuklankę otrzepywać ze śniegu. Miał go pełno w futrze, we włosach, w uszach, na gołej szyi. Wzdrygając się, pokazał Stefanowi, że mu mokro, że woda pod odzieżą spływa mu po gołym ciele. Zaczął udawać, że drży, że umiera... Stefan doskonale wiedział, że w tak straszne zimno nawet Czukcza zmarznie w wilgotnej odzieży. Domyślił się, o co chodzi dzikiemu, i głową kiwnął. „Gem kamakatan“ uśmiechnął się i zaczął rozbierać się szybko. Po chwili wypłynął z rozsznurowanych futer goły, jak posąg grecki. Stefan patrzał ciekawie, co dalej będzie. Czukcza spokojnie rozwiesił odzież przed ogniem, potym obejrzał się, spostrzegł przygotowane do snu łóżko Stefana, skoczył radośnie i zniknął pod kołdrą... Wszystko to zrobił tak zręcznie, niespodzianie i szybko, że Stefan nie mógł się wstrzymać od głośnego śmiechu. Czukcza raz jeszcze głowę z pod kołdry wysunął i powtórzył uprzejmie:
— Brat... brat!


∗             ∗

— A co... był? — spytał Józef, wchodząc o zwykłej porze.
— Nawet jest.
Stefan opowiedział towarzyszowi całą dziwaczną przygodę.
— Świetnie!... Świetnie!... Zaczyna się... — powtarzał tamten, stąpając na palcach.
— Nic świetnego! Wolałbym, żeby spał w two-