Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

jej pościeli. Minę ma taką, jakby się nigdy nie mył i nie czesał. Gdybyż choć włosy strzygł, ale jak na złość ma długie, jak Kituwja.
— To nic, są to już zawsze bliższe stosunki. Pokaż mi go! A włosy ma długie, tym lepiej, jest więc znakomitością, wojownikiem! Czy nazwisko powiedział ci?
— Powiedział... Dziwaczne jakieś... Gemkamaka... zdaje się.
Podeszli ostrożnie ze świecą w ręku do posłania, gdzie miedziana twarz dzikiego, w aureoli długich skołtunionych włosów, spała na białej europejskiej poduszce. Nagle powieki śpiącego zadrżały i oczy otworzyły się szeroko. Chwilę patrzał zdumiony na stojących nad nim ludzi, poczym zerwał się, ręką dokoła siebie pomacał i nagie ramiona rozpaczliwym ruchem przed siebie wyciągnął.
— Brat... brat! — szeptał — Anoaj!
— Brat! — powtórzył pośpiesznie Stefan i łagodnie dotknął jego ciała.
Uśmiech dziecięcy rozjaśnił twarz dzikiego, żwawo wyskoczył z pod kołdry i ruszył po ubranie.
— Świetny egzemplarz... pyszny samiec — zachwycał się Józef.
Uderzył go pieszczotliwie po gołych plecach, a gdy ten, drgnąwszy, chyżo, jak na osi, obrócił się przodem do niego, zaczął mu wygłaszać cały słowniczek czukockich wyrazów, które już był umiał. „Gem-kamaka“ niewiele pewnie rozumiał z tej tyrady bez związku, ale każde słowo powtarzał, śmiejąc się; ponieważ zaś ubranie jeszcze nie wyschło,