Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.




III.

— Ciociu, on mówi po polsku!... doprawdy, ciociu, mówi po polsku!...
Chory ocknął się, ale oczu nie otwierał: on także słyszał, że mówią po polsku, ale zdawało mu się, że to jakieś marzenie nie z tego już świata... Niby iskry lecącego pociągu, migotały przed nim niewyraźne obrazy, zmieszane z dźwiękami pół-słów, pół-myśli... Zachód słońca... ciemności nocy... a w ciemnościach jak motyl pływająca miedziana głowa, oświecona płomieniem palącej się świecy... I znowu ciemno!... I znowu zjawia się głowa z zieloną puszką w ręku... drzewa kołyszą się... Coś go uciska... coś, co mu oddychać przeszkadza... A słodki jakiś głos szepcze nad nim:
— Ciociu, krew wciąż płynie!...
— Arniką, arniką przemyć trzeba, dziecko moje...
— Kiedy on śpi, ciociu!...
Ale on spać nie może, coś go drażni... Aha! pewnie mateczka go budzi: „Wstawaj, Stasiu! już wybiła dziewiąta!...“ Co? już dziewiąta!... Ach, czemuż pozwoliłaś spać tak długo!... — „Wczoraj długo czuwałeś, Stasiu...“
Marzenia rozwiewa lekkie, zimne dotknięcie, któ-