Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

— A mama już kontenta, że z Jurka zwalić na mnie może!
Justyna tymczasem, korzystając, że z powodu sprzeczki nikt na nią nie zwracał uwagi, wysunęła się nieznacznie za Sembatem i mówiła długo z nim na stronie. W czasie tej rozmowy Ormianin mrużył oczy, drapał się w brodę, wreszcie kiwnął głową i odszedł.
Przeszło dni kilka. Chory spał ciągle, budziło go tylko pragnienie. Gdy był już w stanie zebrać myśli, zapytał zaraz:
— A przewodnik mój?... rzeczy?...
— Są już. Przewodnik sam przyszedł, a rzeczy przywieźliśmy. Wszystko jest w całości. Bądź pan spokojny — rzekł Szymon, który wszedł był właśnie do pokoju chorego.
Jakby na potwierdzenie słów jego, w uchylonych drzwiach ukazała się ciemna, brodata twarz poczciwego Selima.
— Bismillah! żyjesz!... Żyj, a wszystko będzie!
Po kilku dniach gorączka prawie ustała, nabrzmiałość dokoła rany zmniejszyła się, chory przestał w nocy bredzić. Był tylko dziwnie niespokojny: wciąż siadał na posłaniu, czegoś szukał, odzież wychudłemi rękoma przerzucał, ale zapytany nie odpowiadał i pokornie kładł się znowu na poduszki.
— Aby tylko nie zwarjował! — wzdychała pani Strasiewiczowa.
— Co też ciocia mówi!...
— To się zdarza. Pamiętam, u nas w domu pan Wilczyński, który był raniony w głowę.