obca strona zaglądała do wnętrza, pokoik, w którym leżał, zdawał mu się zupełnie podobny do tych, które widywał na wsi... Musiało to być mieszkanie tej złotowłosej dziewczyny: okno przysłonione było białemi, muślinowemi firankami; na ścianie wisiała półka z książkami, drzeworyt w drewnianej ramie; w kącie stał mały kuferek, pokryty kilimkiem, przy łóżku stolik, a na nim bukiet z róż; nad stolikiem wisiało nieduże lusterko, a w głowach nad łóżkiem mały krucyfiks hebanowy, otoczony wiązanką zasuszonych gałązek cyprysu.
Po niebie i wzgórzach złociste tymczasem rozlewały się smugi. Pokoik napełniał się różowym blaskiem. W domu budziło się życie: w kuchni zaczynało się brząkanie naczyń, w podwórzu — skrzypienie wrót, ryk bydła, echo stłumionych rozmów i bosych nóg na ścieżce — to szły dziewczęta i krowy. Z każdą chwilą, w miarę, jak przybywało światła, mnożyły się objawy ruchu i życia ludzkiego: rozlegały się uderzenia siekiery, brzęk żelastwa, krzyżowały się energiczne wykrzykniki mężczyzn.
— Jurek! gdzie świder? gdzie młotek?... Niech djabli porwą, nic znaleźć nie można!...
— Pewnie w pokoju na stole!
— Hej! Bysiu! Kse! Abastuman! Srokacz!... Stójże, przeklęty!...
A w chwilę potym, ciężko sapiąc, kołysząc się na grubych nogach i racicami głośno stukając o twardą ziemię, szły woły, ciągnąc w tumanach kurzawy skrzypiący pług za sobą. Stanisław leżał z oczyma utkwionemi w okno i czekał cierpliwie:
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.