na miękko. Selim usługiwał, ale młoda gosposia zaglądała co chwila, obrzucając ich jasnym, spokojnym spojrzeniem. Stanisław tak wkońcu przywykł do tego spojrzenia, że tęsknił, jeśli go długo nie widział.
Po śniadaniu przychodziła pani Strasiewiczowa, która, ile mogła, wysiadywała z robotą w jego pokoju, i zaczynała się rozmowa.
— Dzień dobry panu! Jakże się spało?...
— Bardzo dobrze, dziękuję pani.
— Nie męcz się pan, nie ruszaj! a przedewszystkim nic nie mów... Wypadek pana to prawdziwa łaska Opatrzności dla Heli... Dziewczyna miała już wprawdzie trochę praktyki, gdy w zeszłym roku biednego Jurka dzik poszarpał... Och, co ten chłopak, to z pewnością swoją śmiercią nie umrze... Mam przeczucie...
— Dla czegóż pani pozwala?
— Mój panie, pan myśli, że oni mię słuchają? Od kolebki każde tak robi, jak mu się podoba... zawsze na swoim postawi... Ale nie po mnie odziedziczyli ten upór. Ojciec ich także zawsze robił, co chciał; ze mną się nigdy nie zgadzał... A jednak ja tak się starałam, bo usposobienie mam łagodne... odgadywać starałam się! Niekiedy zdawało mi się, że wiem, co myśli... tymczasem zawsze było co innego... Szymek taki sam, jak on... Gdybym była mądrzejsza, to już wówczas, kiedy nieboszczyk mój mąż leżał u nas chory, mogłam się była poznać na nim... Zabraniam mu naprzykład mówić dla jego dobra, żeby prędzej wyzdrowiał, i nie odzywam się
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.