Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.




IV.

— Panie Stanisławie, prosimy na herbatę!
— Zaraz idę, kończę już.
Dopisał kilka słów, położył pióro i wyszedł na ganek, gdzie już zebrali się wszyscy.
Słońce zachodziło. W dolinie pełno było purpurowych blasków, rzucających fijoletowe cienie na lasy i dalekie skały. Lodowiec Risztau gorzał w dali niby rubin, a błękitne morze naprzeciw łączyło się z błękitem niebios w jedną otchłań przejrzystą, po której błąkały się pasami białe chmury i ich odbicia.
Ciepłe powietrze, przesycone zapachami południowego lasu, skoszonego siana, kwiatów, miodu i dojrzewającego zboża, drżało łagodnie.
Gdy wszedł Stanisław, pani Strasiewiczowa zrobiła mu miejsce obok siebie.
— Co pan tak cały dzień pisze i pisze? Ledwie pan przyszedł do siebie, już usiadł i siedzi... Od tego siedzenia może się znów w boku popsuć...
— Proszę pani, muszę się śpieszyć... Chciałbym jutro listy wysłać. Selim zaniesie je do miasteczka — rzekł umyślnie po rosyjsku.
Selim, który siedział razem z niemi przy stole