Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

stronę i... strzelono do mnie — dokończył z akcentem rozdrażnienia.
— Dla czego pan nie świstał? — rzekł Szymon. — W takich razach trzeba świstać. Podobne wypadki zdarzają się i krajowcom... Często strzelają do siebie na polowaniach nocnych.
— Istotnie, dla czego pan nie świstał? — podchwyciła pani Strasiewiczowa. — Tu wszyscy świstają.
— Nie świstałem — odparł zimno młody uczony.
Zapanowało trochę przykre milczenie.
— E! co tam — przerwał je Stanisław. — Opowiedzcie mi państwo lepiej, jak się to stało, żeście tu na Kaukazie osiedli.
— Widzi pan — leniwo zaczął Szymon, gładząc dłonią wierzch swej głowy. — Mój ojciec twierdził... że w zgodzie z sumieniem można zostawać, tylko pracując na roli. Ona źródło wszystkich bogactw i... moralności. Wiele tam w tym różnych ekonomicznych, statystycznych, a nawet antropologicznych dociekań mojego ojca... ale ja tego przez brak nauki opowiedzieć nie będę w stanie.
— Widzisz, Szymonie, pozwól mnie... — wmieszała się pani Strasiewiczowa.
— Jedno ja pojął — mówił dalej Szymon — że aby tego nie było, każdy powinien starać się siedzieć na roli i brać z niej własną pracą, co mu trzeba... Tak, panie!... Uwierzyłem w to na zawsze, gdyż przemówiło to do mnie jasno i prosto, i żadnych więcej zachodów, żadnych mędrkowań nie trzeba... Pracuj dużo, potrzebuj mało... Gdyby tak wszyscy