Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

postępowali, byłoby wszystko zaraz rozwiązane... Przyszłaby miłość bliźniego, jak siebie samego — uroczyście zakończył Szymon, opuszczając na stół swoją ciemną, namuloną rękę.
— Właśnie w tym rzecz cała, jak to zrobić, aby wszyscy... — zaczął Stanisław, ale pani Strasiewiczowa nie dała mu dokończyć
— Widzisz, Szymonie, ty tak zawsze: bierzesz się do tego, czego nie umiesz, i tylko uwłaczasz pamięci ojca!... Nieboszczyk, niech mi pan wierzy, miał głowę otwartą, był bardzo rozumny, wszyscy mu to przyznawali i wszyscy go szanowali.
— Ja nie uwłaczam pamięci ojca... Mama zawsze...
— I wcale nie od tego zaczęło się przywiązanie do roli, a od tego, że zamieszkaliśmy w miejscowości, gdzie niczego nie można było dostać... Nie było nawet sklepiku w tej wsi... a do miasteczka mieliśmy miesiąc drogi... Listy latami szły... pracy żadnej... Czego nie zrobiłeś sobie sam, tego nie miałeś. Mój mąż musiał i dom budować, i piece stawiać, i siać, i orać! Ot, skąd wzięło się przywiązanie do roli. Później było nam już lżej, nawet mieliśmy dostatek. Mąż nauczył się robić w polu, ja pilnowałam ogrodu: jak prosta, panie, chłopka, pełłam, wodę wiadrami nosiłam... Grosza uzbierało się też trochę, gdyż mieszkańcy tamtejsi żyli z polowania, które im dawało duży zarobek, a u nas ku powali warzywo i mąkę. Mogliśmy wyjechać do miasta, ale mąż nie chciał: „Niech moje dzieci, mówił, zostaną chłopami; wtedy niczego bać się nie