Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.




VI.

Ledwie skończyli zbiór siana, a już o żniwie myśleć trzeba było. Wracali wieczorem tak spracowani, że nikomu gadać się nie chciało. Zaraz po kolacji kładli się spać, aby nazajutrz wstać ze świtem i cały dzień stać schyleni na strasznym upale. Stanisławowi nudziło się w domu, a do roboty w polu brać go nie chcieli. Nie napierał się, gdyż sam czuł, że to przechodziło jego siły. Helenę widywał teraz bardzo krótko i tak zawsze znużoną, że z niecierpliwością oczekiwał niedzieli w nadziei lepszego i weselszego wypoczynku. W niedzielę tymczasem upał był do tego stopnia straszny, że, zdawało się, wszystko się w popiół zamieni, ugotuje w złotym ukropie.
Jurek wyszedł był ze strzelbą, gdy wszyscy jeszcze spali, i włóczył się gdzieś w pobladłych od jarzącego blasku górach. Selim siedział w cieniu pod ścianą i z wielką powagą łatał swoją odzież. Na ganku, za stołem, Szymon, który był niezdrów, pił spóźnioną herbatę; pani Strasiewiczowa robiła swoją „nieskończoną“ pończochę, a Stanisław wodził roztargnionym wzrokiem po krajobrazie, widocznie na coś czekając.