— Nie w tym rzecz... Szymon wypowiada czasem takie zdania...
— Szymon jest przedewszystkim zapracowany. Dawniej i on był inny, ale ze śmiercią pana Strasiewicza spadł na niego taki nawał obowiązków...
— Dobrze, nie będę mówił o tym, jaki on jest teraz — odrzekł z niechęcią Stanisław. — Ale przypuśćmy, że wykarczujecie drugie tyle, sto razy tyle puszczy... Cóż z tego? Najcenniejsza z was cząstka, ta wyższa misterna robota ducha, będąca wyrazem człowieka, przepadnie, gdyż dziedzictwo po was wezmą inni, a może i nikt nie weźmie... Byli tu przed wami Czerkiesi — i znikli; nic po nich nie zostało, prócz zdziczałych ogrodów bez wartości... Wasza robota tutaj, to robota wołów. Niech mi pani wierzy!... Z korzyścią można pracować tylko wśród swoich, tam najdrobniejszy wysiłek nabiera treści — a reszta... zoologja!
— A pan? — spytała nagle Helena.
— Ja co innego... Ja poszedłem w pustynię, jak chodzili nasi przodkowie na wojnę... po łupy!
Tak rozmawiających niepostrzeżenie zszedł Jurek, który zawsze jak pantera chodził cicho po lesie. Widząc blask oczu i wzruszoną twarz Heleny, słysząc dźwięk jej głosu, wyobraził sobie więcej, niż było. W pierwszej chwili chciał strącić w przepaść oboje i skoczyć za niemi, ale potym przyszło mu na myśl, że przedewszystkim musi znaleźć zgubione z jego powodu pieniądze.
— Przepatrzę każdy kamień, każdy krzak, znajdę. A wtedy zabiję!
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.