Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.




VII.

Odjeżdżając, powiedział sobie: „Kocham ją, musi być moją!“ Ale należał do ludzi, którzy umieją działać, ale nie umieją czekać. Najwięcej w całym świecie bał się samego siebie. Dusza jego, mężna i ruchliwa, blakła w bezczynności, jak martwy motyl; opadały ją jakieś mgły, wypływały tłumione pracą wątpliwości. Przytym odpowiedzi na swoje listy jeszcze nie miał; więc chodził chmurny po małej izdebce lub wyglądał oknem na brudną, niebrukowaną ulicę miasteczka, po której snuły się brudne postacie mieszkańców. Wycieczek nie robił, gdyż okolice blizkie nie były ciekawe, a dla zwiedzania dalszych potrzebne były pieniądze; nie przyjmował też i nie odwiedzał nikogo. Zachodził do niego czasami „kolega z przyrody“, syn miejscowego obywatela; zanudzał opowiadaniami studenckich historji, pił herbatę i odchodził zadowolony z siebie i z tego, że się nagadał. O Strasiewiczach Wichlicki nie miał długo żadnych wiadomości.
— Zapomnieli, jak o zwykłym przechodniu! Strach odpowiedzialności w razie mej śmierci wziąłem za dowody przyjaźni... A u niej... Jeśli i było jakie uczucie, to ustąpiło wobec wdzięczności dla