przedewszystkim zdobyć grunt pod nogami. Hela — niech czeka! Jeśli go kocha, da dowód; jeśli nie...
Nie chciał kończyć. Czasami miał ochotę wszystko zerwać, zdeptać, zapomnieć i polecieć dalej wolny, samotny, jak dotychczas, ale wsiąkły już weń głęboko, zatruły go na długo, może na zawsze, wspomnienia blasku jej źrenic, dźwięku słodkiego głosu, złotych włosów, cieni, padających od rzęs na smagłe policzki, kibici zręcznej i silnej kobiety zdrowo chowanej, tego wyrazu niewysłowionej trwogi i smutku, który zadźwięczał w jej głosie, gdy mówiła wówczas: „Ciociu, on umrze!“
Rzucał się i szarpał; to mówił: — Pójdę, zobaczę ją choć raz jeszcze! — to z gniewem odpychał pragnienie: — Poco? Aby więcej cierpieć?... Nie!... niech będzie, jak jest!
W tej ciągłej rozterce, drażniony oczekiwaniem, bezczynnością, wychudł, wymizerniał, nie na żarty rozbolało go serce.
Aż dnia jednego, gdy leżał twarzą na poduszkach i starał się o niczym nie myśleć, drzwi otworzyły się z trzaskiem i do pokoju wpadł Jurek.
— Panie Stanisławie! Czy pan śpi?
Wichlicki usiadł na posłaniu.
— Co się stało?
— Szymon otruty! Jeśli pan pomóc nam może, to jedźmy natychmiast...
— Otruty?!... Skąd pan wiesz, że otruty?
— Tak przypuszczamy; ma wymioty i kurcze... — odrzekł Jurek, trochę zdziwiony wrogim spojrzeniem Stanisława.
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.