nieniem, że nikomu nie grozi niebezpieczeństwo, a wesołym opowiadaniem o nudnym życiu w miasteczku spędził wyraz troski z twarzy obu kobiet.
Nazajutrz chorzy mieli się znacznie lepiej. Szymon wstał i nawet krzątał się po domu: wodę nosił, krowy zapędzał, wióry zbierał. Justyna, bardziej osłabiona, leżała jeszcze. Wichlicki, nauczywszy, co trzeba robić w razie ataku, zalecił spokój i odjechał zaraz po obiedzie. Konie obiecał odesłać przez Selima.
∗ ∗
∗ |
Nastąpił cały szereg dni jednostajnych, pracy powszedniej i powszednich wrażeń; w pamięci dziewczyny zasnuły one zwolna wspomnienia ostatniego spotkania. W duszy jej zapanował jednak od tego czasu nieokreślony niepokój, strach, stłumiona odraza do otoczenia i wciąż rosnące pragnienie wydobycia się na szerszy świat... Tu zostać nie chciała... Domyślała się zamiarów Szymona i przyczyny otrucia Justyny, zrozumiała, że Jurek ją kochał, a wszystko to wydało jej się niezmiernie bolesnym, oburzającym jak przemoc... Czuła jednocześnie na dnie swej duszy inny obraz, niby w całun otulony w tęsknotę i wstydliwość, drzemiący, ale gotów wypłynąć za najmniejszym dotknięciem; pamiętała imię, które, głośno wymówione, uderzało jak iskra w jej serce i wywoływało gorący rumieniec na jej twarzy. Czy wróci? Czy ujrzy go jeszcze? Przyjedzie może na pożegnanie... Musi przyjechać: przecież Jurek znalazł pieniądze, które on zgubił, o czym dadzą