mu znać zapewne w następne święto, gdyż teraz wszyscy zajęci byli powtórnym okopywaniem kukurydzy. Myślała o tym, co mu powie: wahała się między chęcią a dziwną obawą zasięgnięcia jego rady, jak wyrwać się w świat, gdzie inni żyją i walczą o cudną przyszłość, gdzie, jak on mówi, każdy czyn może mieć treść swoją i cel... A powinna się śpieszyć, gdyż ma już lat dwadzieścia, i każdy dzień tu spędzony jest dla niej stracony... Prosić go jednak o pomoc nie będzie... powie mu tylko, że pragnęłaby nie zniknąć w życiu „bez śladu“, jak on mówił. Powtarzała to z dziwnym wzruszeniem, przypominała sobie, że powiedział wtedy także: „Żyjecie jak kwiaty“, a pewnie chciał powiedzieć: „Żyjecie jak zwierzęta!“ — myślała. — I prawda: pracują, aby jeść, i jedzą, aby pracować. Lecz to się musi skończyć: ona woli cierpieć, niż tak drzemać. Ach, gdyby przyszedł i wskazał drożynę, która wywieśćby ją mogła z tego labiryntu!... Tam na świecie ona nie miała nikogo; tu zaś wszystkich kochała, nie tak jednak, by oddać im życie, które przecież człowiek... ma jedno! Ach, gdyby tylko wskazał, ona o niczym więcej nie marzy, niczego się nie spodziewa... Doprawdy! Przejdzie przez życie cicha, niewymagająca... Poświęci się dla innych, ale chce, żeby to było rozumne poświęcenie, któreby dało jakieś trwałe rezultaty, nie jak tu...
Pewnej miesięcznej nocy, gdy, zmęczona myślami i nieznośnym gorącem, zasnęła późno, wydało jej się, że wiatr podniósł zasłonę w oknie, a do pokoju wleciał motyl czy kwiat i musnął ją po twa-
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.