Istotnie. Stanisław czuł, jak drżała jej dłoń, oparta na jego głowie, i sam drżał, głęboko wzruszony.
— Pójdziemy razem przez życie...
— Otworzysz mi ten świat nowy, pełen ludzi i spraw ważnych i świętych... gdzie jest to wszystko, co ty znasz i kochasz...
— Teraz kocham tylko ciebie...
Roześmiała się i pochyliła ku niemu.
— A jednak jutro odjeżdżasz...
— By wrócić i mieć cię na zawsze.
— Prawda: my nawet umrzemy razem — rzekła naiwnie.
Chciał znowu wziąć jej rękę, ale mu nie dała.
— Nie chcesz, a patrz: już świta!...
Podniósł się i wskazał ręką wschód. I ona wstała i z przerażeniem patrzała na szybko blednący nad wiszarami nieboskłon.
— Zaraz odchodzisz? Zaraz!?
— Muszę. Przewodnicy zamówieni. Jeśli nie przyjdę, odejdą i nie znajdę ich później. Przed upałem powinniśmy być za tym ot łańcuchem gór.
— Wysoko.
— Potym będzie już lepiej, pójdziemy doliną Czemcziry. Nie pocałujesz mię? — zapytał, nie puszczając jej ręki.
Potrząsła głową.
— Nie!... Tu boli! — przycisnęła ręką serce. — Czuję, że rozpłakałabym się... więc poco?... Wszak wrócisz!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.