Wszyscy zauważyli zmianę w Helenie. Ruchy jej nabrały powagi, a w mowie i w twarzy malowała się taka słodycz, taka dla wszystkich życzliwość, że nawet Szymon, który zaczynał ją nienawidzieć i prześladować, zmiękł znowu, a jeśli gderał, to za oczy. Pozwalał sobie na to tylko w nieobecności Jurka, gdyż więcej niż kiedykolwiek zakochany chłopak za lada powodem wybuchał jak proch. Matka i Justyna niezbyt chętnie słuchały go także: jedna z przyzwyczajenia, druga dla tego, że Helena to właśnie po ostatnich przejściach stała się powiernicą jej łez i boleści. Szymon zastał je raz w takiej chwili, domyślił się, że Helena wiedziała o wszystkim, i przez kilka dni chodził jak chmura.
— Widzisz, Helu, jak to się życie plącze nawet w takim małym kółku, jak nasze — rzekł raz do dziewczyny, zastawszy ją samą. — Ty tylko nad nią się litujesz, a tymczasem... No, poradź! poradź, co robić!...
— Ożeń się z nią.
Szymon potrząsnął głową.
— Stara... Nie będę miał dzieci... Na co jej to?... A ja, widzisz, nie mam przyszłości bez rodziny...
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.