utkwiwszy w Helenie nawpół nieprzytomne oczy. — Teraz będziesz moją... Sam naczelnik okręgu... sam gubernator nie poradzi... nie znajdzie... Dość!... Uruch znikł... i nikt go nie znajdzie... Będziesz moją!... Filozof rozsiał się... rozwiał... jak chciał... w nieskończoność... Basta!... Aha!... i nie wróci...
Helena w jednej chwili znalazła się obok niego.
— Co mówisz? Kto znikł?...
— Uruch!... Puść mię... oberwiesz mi rękaw... Mówię ci... nieskończoność... żywota... Co cię obchodzi?... Wszak ja zostałem...
— Kto znikł?... Kto ci powiedział? — nalegała Helena, w której umyśle zrodziło się podejrzenie, że Szymon udaje pijanego.
— Uruch znikł... Uruch, powiadam... Poczciwy Guczir-ogły wsadził mię na koń... Przyjechałem zaraz...
— Jurku, to pewnie Wichlicki!... — krzyknęła Helena, blednąc jak chusta.
— Właśnie... Wichlicki! Nicpoń, który mi odebrał...
— Ależ on pijany! Niech idzie do swego pokoju!... — oburzyła się pani Strasiewiczowa.
Wszyscy byli zmieszani. Jurek patrzał posępnie na brata, którego napróżno siliła się podnieść Justyna. Szymon bronił się i mruczał:
— Czemu mię ruszasz, wstrętna? Jestem zupełnie spokojny.
— Jurku, czyś rozkulbaczył konia? Muszę natychmiast jechać do miasteczka — rzekła cicho, ale stanowczo Helena.
Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.