Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

bolała... Żyliśmy spokojnie, cicho... zdawało się, że tak do końca żyć będziemy... a tu nagle tak się wszystko poplątało... Moja ty biedaczko!... Przebolisz, przebolisz, i znów wszystko będzie dobrze!...
Pogładziła ją po twarzy.
— Ciocia coś wie? — spytała z trwogą dziewczyna.
— Och, wiem! ale nie ciebie się to tyczy... Wszystko od Boga!...
Pod koniec śniadania Jurek ukazał się na ścieżce. Helena porwała się biec do niego, ale staruszka przytrzymała ją za rękę. Jurek, zmęczony i chmurny, opowiedział w krótkich słowach, co się stało: zwał kamieni zasypał wąwóz Urucha. Woda rzeki zatamowana nie płynie. Wichlicki był w wąwozie w chwili zawalenia się, ale czy został zasypany, czy się gdzie dalej w górach znajdował, niewiadomo. O wypadku zawiadomił Osetyn, który mieszkał w wiosce u wejścia do wąwozu, gdzie Wichlicki zostawił część swego bagażu. Z miasteczka telegrafowali do Towarzystwa, które wysłało Wichlickiego, a pomocnik naczelnika okręgu miał jechać jutro na miejsce wypadku, aby zarządzić poszukiwania i spisać zostawione rzeczy. Helena, która podczas opowiadania tak bardzo zbladła, że aż ją pani Strasiewiczowa wpół chwyciła, wyprostowała się nagle.
— Pojadę!... Oni go nie znajdą... nie będą nawet szukali... Jurku, braciszku złoty!... Ty, który w górach szpilkę zgubioną odnajdziesz... mój miły!... mój drogi!... mój dobry — jedź!
Pochyliła się nizko przed nim i szukała rąk jego,